Powiedziano mi, że wystosowany list to była moja inicjatywa. Co więcej, oskarżono mnie, że podrabiałam podpisy dziewczyn. To było dla mnie wręcz śmieszne, bo nie tylko nie mam czasu na takie rzeczy, ale również jestem poważnym i uczciwym człowiekiem – mówi w TVPSPORT.PL Joanna Wołosz, rozgrywająca reprezentacji Polski siatkarek, o konflikcie w kadrze.
Sara Kalisz, TVPSPORT.PL: – 66 zwycięstw z rzędu w Imoco Volley Conegliano. To już prawie rekord, prawda?
Joanna Wołosz: – Prawie. VakifBank Stambuł zapisał ich na swoim koncie 69 lub 70.
– Czyli liczycie.
– Próbujemy dorównać, choć wydaje mi się, że bardziej bawi się tym cała publika niż my same. Fajnie byłoby to zrobić, ale jest to drugi albo nawet trzeci temat przy każdym meczu. Staramy się odsuwać od siebie myśli o rekordzie, ponieważ presja jest duża. Nie chcemy o tym myśleć.
– Z takim doświadczeniem można mówić o odczuwaniu presji?
– Jest to dla mnie piąty sezon w tym klubie. Od samego początku najważniejsze było wygrywanie. Pierwsze dwa i pół roku to dzielenie się trofeami z Igor Gorgonzola Novara. Cały czas walka trwa, ale w ostatnim czasie częściej wygrywamy zmagania. Presja jest, ponieważ prezesi nawet nie chcą ukrywać, że Imoco Volley Conegliano ma walczyć o zwycięstwa na każdym polu. Nie jest łatwo, ale udaje nam się to jakoś w grupie poukładać. Obciążenie rozkłada się na różne zawodniczki w zależności od potrzeb.
– Jak presję rozładowujecie w grupie?
– Od pierwszego sezonu było tak, że starałyśmy się trzymać jedną grupą. Może wszystkie wszędzie nie chodziłyśmy, ale spędzałyśmy czas w dwóch, trzech podgrupach, które najlepiej się ze sobą czuły. Tak jest w każdym zespole. Na boisku czy na treningach starałyśmy się stwarzać pozytywną atmosferę. Kiedy jest zabawa, to jest zabawa. Gdy trzeba pracować, to się pracuje.
Wydaje mi się, że bardzo zbliżył nas okres wybuchu koronawirusa. W przekroju wspólnie spędzonych lat, zespół był najbardziej zgrany właśnie w poprzednim roku. Mieszkamy wszystkie w jednym bloku. W czasie pandemii byłyśmy w nim zamknięte wspólnie. Nie było wtedy możliwości wychodzenia na kolację czy do baru, więc siedziałyśmy razem. Tak, która miała większe mieszkanie, zapraszała resztę. Składałyśmy stoły i robiłyśmy kolację dla wszystkich. Dzięki temu wytworzyła się między nami tak silna więź, że nie było osoby, z którą nie chciałby się spędzać czasu. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Do teraz mamy kontakt z dziewczynami, które odeszły z klubu po poprzednim sezonie. To świetna sprawa tym bardziej, że wygrałyśmy razem wszystko. Każda z nas zapamięta to bardzo pozytywnie i na pewno będzie wracać z dużym sentymentem.
– Jak to jest być siatkarką, którą określa się mianem najlepszej z Polski?
– To jest stwierdzenie względne. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Od kilku lat skupiam się na maksa na sobie i na tym, by granie sprawiało mi radość. Fajnie, że idą za tym wyniki. Niestety – nie na każdym szczeblu, bo tylko na klubowym.
Nie zmienia to faktu, że bardzo się realizuję. Siatkówka nadal sprawia mi przyjemność. Znalazłam się w miejscu, o którym marzy każda siatkarka. Jestem w najlepszym klubie w Europie, a może i na świecie. Otaczają mnie super ludzie, a chodzenie na trening to dla mnie wielka frajda. Nawet w wieku 31 lat wynoszę coś nowego z zajęć. To naprawdę nie jest taka oczywistość, jak mogłoby się wydawać. Rozwijam się.
– Po minionych wakacjach mogłabyś powiedzieć, że brakowało ci reprezentacji? A może wystąpiła ulga, że w końcu masz czas dla siebie?
– Szczerze mówiąc, nie było ani jednego dnia, w którym brakowało mi siatkówki. Oglądałam kilka meczów, ale nie jakoś namiętnie. Nie planowałam sobie dnia pod kolejne transmisje. Często się zdarzało, że nawet nie oglądałam całych spotkań, a jedyne rwane akcje. Kiedy wróciłam do klubu i powiedziałam ludziom w nim pracującym, że podjęłam świetną decyzję robiąc sobie lato odpoczynku, nie mogli uwierzyć. Dopiero tydzień przed rozpoczęciem treningów uświadomiłam sobie, że trzeba wrócić do siatkówki.
– A jeszcze by się w domu posiedziało.
– Dokładnie. Musiałam przestawić się na tryb siatkarski. Trener się przeraził, gdy usłyszał, że nie brakowało mi siatkówki. Odpowiedziałam mu szczerze, że też mnie to trochę przeraża. Po pierwszym tygodniu przygotowań weszłam jednak w odpowiedni tryb i teraz w głowie mam tylko treningi.
– Myślałaś o tym, że przy wielu rozmowach dotyczących reprezentacji Polski siatkarek, raz po raz padało twoje nazwisko jako tej, której brakowało?
– Dochodziły do mnie te głosy. Ludzie ze środowiska pytali mnie o to, dlaczego nie ma mnie w kadrze od prawie dwóch lat. Urywałam ten temat. Tylko bardzo wąskie grono wie, dlaczego podjęłam taką, a nie inną decyzję.
Szczerze mówiąc, nie podchodzę do kadry tak, że moja osoba zmieniłaby wszystko na lepsze i dzięki mnie stanęłybyśmy na podium mistrzowi Europy. Jedna osoba nie może decydować o wszystkim, a tym bardziej na mojej pozycji, która specjalnie nie punktuje.
– Ale od twojej pozycji wiele zależy. W ciągu trzech lat w kadrze na rozegraniu byłaś ty, Marlena Kowalewska, Julia Nowicka, Martyna Łazowska, Marta Krajewska czy Katarzyna Wenerska. To olbrzymia rotacja.
– Dlaczego tak to wszystko wyglądało? To nie pytanie do mnie i jednocześnie bardzo głębokie zagadnienie. Nie chcę zanadto rozwodzić się na temat pracy, która była wykonywana przez ostatnie sześć lat w reprezentacji Polski siatkarek. Ludzie sami powinni rozważyć dlaczego było aż tak wiele rotacji.
– Czy od razu powiedziałaś Jackowi Nawrockiemu, że nie przyjedziesz na zgrupowanie kadry w minionym sezonie?
– Rozmawiałam z trenerem Nawrockim dwa albo trzy razy. Pierwszy telefon miał miejsce chyba przed play-off. Badaliśmy siebie. Już wtedy napomknęłam o tym, żeby w nadchodzącym sezonie raczej na mnie nie liczyć. Szkoleniowiec powiedział, że jest ok, że jeszcze jest trochę czasu do kadry. Poprosiłam, byśmy się zdzwonili dwa, trzy dni po finale Ligi Mistrzyń. Wtedy też powiedziałam selekcjonerowi, że nic z tego. Liga Narodów nie wchodziła w grę od samego początku. Zaznaczyłam, że prawdopodobnie tak samo będzie z mistrzostwami Europy. Szanse na brak występu określiłam jak 95 do pięciu procent. Zostawiłam minimalną furtkę, która oznaczała tylko to, że nie wiadomo, co by się musiało stać, bym jednak pojechała do Bułgarii. Jackowi Nawrockiemu było bardzo trudno to zaakceptować. Wydaje mi się, że cała nasza rozmowa mimo wszystko przebiegła dobrze i zrozumiał moje powody.
– Powiedział, że na twojej decyzji zaważyły względy osobiste. Nie chodziło więc o trenerskie?
– Wniosek był jeden – tak, zaważyły względy osobiste.
– Jak grało ci się w kadrze w twoim ostatnim roku?
– Ostatni regularny sezon to mistrzostwa Europy, a ostatni turniej to kwalifikacje olimpijskie w Apeldoorn. Jeśli mam być szczera, to po holenderskich zmaganiach czułam olbrzymi zawód. Do finału brakło niewiele. Nie zmienia to faktu, że mogłyśmy w nim dostać 2:3 od Niemiec i ból byłby jeszcze większy. Tego nikt nie wie.
Półfinał to bardzo fajna walka. Jeśli chodzi o emocje i trzymanie rytmu i poziomu, nie mogłyśmy oszukiwać – Turcja była lepszym zespołem od nas. Te dziewczyny miały znacznie większe siatkarskie doświadczenie. Grały w najlepszych klubach w Turcji, które uczestniczą z sukcesami w europejskich pucharach. Rozegrały wspólnie sporo turniejów kadrowych. Choć na papierze zespół ten był wyżej od nas, to potrafiłyśmy dotrzymać mu kroku. Zaważyły dwie piłki.
To było nasze maksimum. To, co działo się przed tym turniejem było dla mnie klamrą. Nie widziałam siebie w tym zespole. Dotknęło mnie wtedy dużo rzeczy, które wydarzyły się przed turniejem. Pojechałam do Apeldoorn tylko ze względu na walkę o igrzyska olimpijskie. Chciałam spełnić jedno ze swoich marzeń i o nie zawalczyć. Nie udało się. Pomyślałam, że może już mnie w tej kadrze nie będzie.
– Co najbardziej cię dotknęło przed tym turniejem?
– Stosunek Polskiego Związku Piłki Siatkowej i postawa ówczesnego prezesa, Jacka Kasprzyka, jeśli chodzi o kadrę. Także to, jak dostałam po głowie. Powiedziano mi, że wystosowany list to była moja inicjatywa. Co więcej, oskarżono mnie, że podrabiałam podpisy dziewczyn. To było dla mnie wręcz śmieszne, bo nie tylko nie mam czasu na takie rzeczy, ale również jestem poważnym i uczciwym człowiekiem.
– Wszystkim zapadły w pamięć słowa: "Za materac nie robiłem".
– Właśnie. Ten tekst najwięcej powiedział o osobie pana prezesa. W tamtym czasie w mojej głowie zadziała się rewolucja. Nie wiedziałam czy chcę taką osobę reprezentować. Po Apeldoorn zeszło ze mnie całe ciśnienie.
Może trener Nawrocki wyczuł to wszystko po tym, jak się pożegnaliśmy? Po ostatnim spotkaniu turnieju kwalifikacyjnego mieliśmy spotkanie. Już wtedy pojawiła się mnie myśl, że warto postawić na siebie i na życie prywatne. Przecież nadal istnieje świat poza siatkówką, prawda?
– Jak patrzysz na osobę trenera Nawrockiego z perspektywy?
– Jest to osoba oddana siatkówce, która spędza dzień i noc na rozważaniach o tej dyscyplinie i taktyce. Wydaje mi się, że ten list nie był całkowicie przeciwko niemu. Bardzo wiele rzeczy działo się dookoła. Żeńska siatkówka potrzebowała zmiany. Mam nadzieję, że z nowym prezesem pojawi się też większe zainteresowanie naszym zespołem. Tu nie chodzi o rzeczy materialne, bo one od lat są realizowane choćby przez ubezpieczenie kontraktu. Chodziło bardziej o ludzkie podejście. Czułyśmy, że siatkówka żeńska ma po prostu istnieć, i że nie ma chęci, by wprowadzić ją na fajny poziom.
To był sygnał do tego, by zrobić coś fajnego. Mężczyźni mają topowych trenerów na świecie. Może na ich wzór warto byłoby coś zmienić u kobiet?
– Wyjazd do Apeldoorn był pospolitym ruszeniem i wrzuceniem wszystkiego pod dywan, prawda?
– Wydaje mi się, że tak. To były tylko dwa tygodnie z naszego życia. Przyjechałyśmy na ten turniej przygotowane z klubu i z tego, co wypracowałyśmy z czasie wakacji. Nie było czasu na pracę trenera z nami. Co można zmienić na dwa, trzy dni przed turniejem? Prawie nic.
Dziś mam świadomość, że trener też był trochę nieswój po tym wszystkim, co wybuchło po okresie reprezentacyjnym. To był dziwny czas – zacząć pracować razem znów po tym, co działo się wcześniej. Nie wróciliśmy jednak do tego temu. Odcięliśmy go. Nikt nie chciał sobie przeszkadzać. Wierzyłyśmy, że jest turniej do wygrania i warto spróbować.
– Rozmawiałaś już z Aleksandra Jagieło, która w ramach PZPS ma zajmować się żeńską kadrą?
– Zadzwoniła do mnie tydzień temu. To była fajna rozmowa. Grałyśmy razem dwa lata, znamy się doskonale z boiska i bardzo się lubimy. Fajnie było się usłyszeć po dłuższym czasie. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym, że ktoś o nas pomyślał. Prezes był w stanie powiedzieć, że nie zna się na siatkówce żeńskiej, więc prosi kogoś innego o pomoc. Usłyszeć coś takiego od mężczyzny w tych czasach to dużą rzecz. Jest to więc ogromny plus dla Sebastiana Świderskiego.
Wydaje mi się, że miałyśmy podobne odczucia co do tego, co brakowało żeńskiej kadrze. Rozmowa była więc konstruktywna. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam rozjaśnić pewne sprawy.
– Czego poza nowym trenerem brakuje żeńskiej kadrze?
– Doświadczony trener, za którym każda dziewczyna pójdzie w ogień, to pierwszy punkt. Co poza tym? Zespół jest młody. Dobrze byłoby, gdyby pokazywał pozytywną energię. Nawet oglądając kilka meczów, szybko można było zauważyć, że jej brakowało. Warto jednak zaznaczyć, że nie wszystkim takie zachowanie się podoba. Radość bywa tłumiona, kiedy mówi się tylko "praca, praca, praca". Zapomina się, że pozytywne emocje są potrzebne, by wyrzucić złość lub siebie wzajemnie nakręcić.
– Wydaje mi się, że poprzednim sezonem zamknęłaś metaforyczne drzwi i założyłaś kłódkę na reprezentację. Czy klucz do niej umieściłaś na dnie szafy, czy jest w zasięgu wzroku?
– Nie siedzę codziennie i nie patrzę czy trener jest już wybrany. Śledzę jednak sytuację. Może być tak, że trener, który zostanie wybrany… No cóż, po prostu różnie może być. Zobaczymy, jak to się poukłada. Wspomnianego kluczyka nie wrzuciłam do rzeki, nie porwał go nurt. Jest chyba blisko w kieszeni. A może już w zamku i czeka na przekręcenie?
– Twoim idealnym kandydatem jest Daniele Santarelli?
– Nie powiem tego głośno, bo nie chcę, by później mówiono, że pod Wołosz wybrano trenera. To by była najgorsza rzecz, która mogłaby się wydarzyć. Nie zmienia to faktu, że uwielbiam pracę z Daniele. Jest dla mnie szokiem to, że pracuję z kimś pięć lat w jednym klubie i nadal bardzo dobrze się dogadujemy, chyba nawet lepiej niż wcześniej. Ma tyle doświadczenia, tak dużą wiedzę, ale nieustannie się szkoli. Czerpie od kilku trenerów, zachowując swój własny styl. Jest w top 3 szkoleniowców, którzy mogliby zająć się kadrą.
Zaznaczę jednak, że z Włochem nie rozmawialiśmy o jego kandydaturze. Jest zainteresowany reprezentacją Polski, ale na razie jesteśmy na tyle zajęci tym, co dzieje się na naszym podwórku, że nie ma czasu na myślenie o innych zespołach.
Jest wielu dobrych trenerów, którzy wyrazili swoje zainteresowanie praca z kadrą. Powinniśmy się z tego cieszyć. Siedem lat temu w konkursie też startowały wielkie nazwiska, ale nikt nie zaryzykował zatrudnienia zagranicznego trenera. Argument? Był Marco Bonitta i nie wyszło. To jednak było 15 lat temu. Bardzo archaiczne myślenie. Mam nadzieję, że grupa na czele z prezesem dobrze wybierze.
– Daniele chyba zna się na pracy z kobietami? Nie dość, że odnosił sukcesy klubowe, to jeszcze na co dzień pracuje z żoną.
– Robią razem rewelacyjną robotę. We wcześniejszych sezonach niektóre dziewczyny, które przychodziły do klubu, do połowy rozgrywek nie wiedziały o tym, że są razem. To najlepiej pokazuje ich kulturę pracy.
– Cieszy cię to, że póki co padały tylko kandydatury zagraniczne?
– Tak. Ciekawa jestem czy w ogóle któryś z polskich trenerów chciałby się zgłosić. Mam nadzieję, że tak.
– Może powinnam od tego zacząć, ale tym pytaniem zakończę wywiad. Cieszysz się z punktu w życiu, w którym się znalazłaś?
– Tak, jestem w dobrym miejscu. Dalej się realizuję, odpoczęłam, spędziłam trzy i pół miesiąca tak jak chciałam. Jestem bardzo szczęśliwa.
Czytaj również:
Gierżot, Urbanowicz, Dulski i Pawlun. Brązowi medaliści mistrzostw wygryzą Kubiaka, Drzyzgę i Kurka?
Taylor Sander nie zagra w PGE Skrze Bełchatów. Wystąpi... na piasku
Barkom Każany Lwów bliżej PlusLigi. Podpisano porozumienie
Kliknij "Akceptuję i przechodzę do serwisu", aby wyrazić zgody na korzystanie z technologii automatycznego śledzenia i zbierania danych, dostęp do informacji na Twoim urządzeniu końcowym i ich przechowywanie oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez nas, czyli Telewizję Polską S.A. w likwidacji (zwaną dalej również „TVP”), Zaufanych Partnerów z IAB* (1009 firm) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP (88 firm), w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej, a także zgody na udostępnianie przez nas identyfikatora PPID do Google.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie naszych poszczególnych serwisów zwanych dalej „Portalem”, w tym informacje zapisywane za pomocą technologii takich jak: pliki cookie, sygnalizatory WWW lub innych podobnych technologii umożliwiających świadczenie dopasowanych i bezpiecznych usług, personalizację treści oraz reklam, udostępnianie funkcji mediów społecznościowych oraz analizowanie ruchu w Internecie.
Twoje dane osobowe zbierane podczas odwiedzania przez Ciebie poszczególnych serwisów na Portalu, takie jak adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń końcowych i identyfikatory plików cookie, informacje o Twoich wyszukiwaniach w serwisach Portalu czy historia odwiedzin będą przetwarzane przez TVP, Zaufanych Partnerów z IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP dla realizacji następujących celów i funkcji: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostęp do nich, wyboru podstawowych reklam, wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych reklam, tworzenia profilu spersonalizowanych treści, wyboru spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, stosowania badań rynkowych w celu generowania opinii odbiorców, opracowywania i ulepszania produktów, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, technicznego dostarczania reklam lub treści, dopasowywania i połączenia źródeł danych offline, łączenia różnych urządzeń, użycia dokładnych danych geolokalizacyjnych, odbierania i wykorzystywania automatycznie wysłanej charakterystyki urządzenia do identyfikacji.
Powyższe cele i funkcje przetwarzania szczegółowo opisujemy w Ustawieniach Zaawansowanych.
Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać w Ustawieniach Zaawansowanych lub klikając w „Moje zgody”.
Ponadto masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, przenoszenia, wniesienia sprzeciwu lub ograniczenia przetwarzania danych oraz wniesienia skargi do UODO.
Dane osobowe użytkownika przetwarzane przez TVP lub Zaufanych Partnerów z IAB* oraz pozostałych Zaufanych Partnerów TVP mogą być przetwarzane zarówno na podstawie zgody użytkownika jak również w oparciu o uzasadniony interes, czyli bez konieczności uzyskania zgody. TVP przetwarza dane użytkowników na podstawie prawnie uzasadnionego interesu wyłącznie w sytuacjach, kiedy jest to konieczne dla prawidłowego świadczenia usługi Portalu, tj. utrzymania i wsparcia technicznego Portalu, zapewnienia bezpieczeństwa, zapobiegania oszustwom i usuwania błędów, dokonywania pomiarów statystycznych niezbędnych dla prawidłowego funkcjonowania Portalu. Na Portalu wykorzystywane są również usługi Google (np. Google Analytics, Google Ad Manager) w celach analitycznych, statystycznych, reklamowych i marketingowych. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych oraz realizacji Twoich praw związanych z przetwarzaniem danych znajdują się w Polityce Prywatności.